Skoro powstał jeden, to musiał zostać uszyty też kolejny dla drugiego Zajęczaka, a jak się już rozpędziłam to powstał trzeci i czwarty… W sumie tyle, ile igieł złamałam podczas ich szycia.
To już ostatnie rzeczy uszyte przed świętami. Od jutra wolne, ale zanim to nastąpi muszę nadgonić mnóstwo spraw. Ale z doświadczenia wiem, że nie tylko ja zostawiam wszystko na ostatni gwizdek. W sumie to nawet pocieszające jest, że nie jestem sama w swej niedoli 😉