Ostatnio zaliczyliśmy kilka wizyt u lekarza. Najpierw ze Starszym, później z Młodszym. Niestety w obu przypadkach konieczne było wykonanie badani krwi. A igły nie są tym co Zające lubią najbardziej.
Starszy nie mógł zasnąć z przerażenia (pomimo licznie przebytych badań w swoim życiu) i dopiero zapewnienie, że tata zapyta panią pielęgniarkę o możliwość pobrania z palucha, go uspokoiła.
Tydzień po stresie Starszego, padło na Młodszego. Stojąc przed gabinetem zabiegowym, Młodszy wpatrywał się w swoje paluchy i cichutko zapytał:
– Mama, boli?
Na to Starszy szybko go przytulił i powiedział:
– To nie boli, to jest tylko takie dziwne uczucie.
Do gabinetu weszli razem. Ledwo rozsiadłam się z Młodszym w fotelu a Starszy pośpieszył z informacją:
– Proszę Panią. A mojemu bratu proszę z paluszka pobrać krew.
Zwykle gdy asystował nam przy szczepieniach, gdy tylko pojawiała się igła, Starszy elegancko wymykał się z gabinetu, tym razem pozostał do końca i tylko odwrócił głowę na widok krwi.